O mnie

dlaczego wzbudzam emocje (albo tak mi się tylko wydaje)

Ostatnio spotykam się z dwie skrajnymi opiniami na mój temat. Nieźle jest myślę sobie, wywołuję emocje! Aczkolwiek nie spodziewałam się, że tak błaha sprawa jak moje podejście do życia, a mianowicie ogólno pojęte szczęście rządzące moim jestestwem może wywołać tyle emocji! Dobrze, gdy wywołują one uśmiech na twarzy drugiej osoby, gorzej, gdy są powodem do wylania negatywnych emocji. Wtedy myślę, że smutłam, "ej, helloł! znajdź sobie własne życie" i generalnie mam ochotę gryźć, kłócić się i wpajać na siłę filozofię szczęścia i radości.


Zawsze problemem bądź błogosławieństwem dla innych był mój śmiech. Bowiem śmieję się głośno i do rozpuku. Na kilka miesięcy, na kilka naprawdę DŁUGICH MIESIĘCY zaprzestałam tego procederu. Bo znalazły się dwie czy trzy osoby, które stwierdziły, że jestem za głośna. A ponieważ ja wtedy byłam strasznie zahukaną sową, poszukującą akceptacji, tylko i wyłącznie odważną na zewnątrz i pokaz, a tak w środku, w czesiu przeżywającą każde złe słowo, zamknęłam się w sobie. Dosłownie. Nie wychodziłam śmiechem poza pewne decybele. A że teraz w życiu mi się układa, generalnie dobrze jest, dobrych ludzi wokół siebie mam i pewności siebie jakiejś nabrałam to i śmiech powrócił. Na pewno długo nie zniknie.

Natomiast co do dobrego życia... Nie przypuszczałam, że może być ono dla kogoś problemem. Znajoma, daleka znajoma postanowiła oznajmić światu na Facebooku, że Święta Bożego Narodzenia są be, że ona nie celebruje, sklepy pozamykane i ona to cierpi. Tak właśnie! Zatem ja jak to ja, postanowiłam naprostować poglądy owej owieczki i pokazać jej, że z dobrych rzeczy cieszyć się trzeba, prezenty są fajne, a choinka i karp to nie symbole wiary chrześcijańskiej. Oberwało mi się, że jestem niewierząca, a świętuje. Że to obłuda. Że to, że tamto. Ale najgorsze było, gdy napisałam, że święta to dla mnie czas odpoczynku, spotkań z przyjaciółmi i generalnie relaksu. Bo w tygodniu mam pracę i studia, a w weekendy, nomen omen także studia. Później jakoś od słowa do słowa dodałam, że mam fajnego chłopa, dla którego też chciałabym mieć czas. (Czas to pieniądz. Powinniśmy zarabiać czas - nie pieniądze! Bo to jego wiecznie brakuje. Nawet taki film był. Nieważne zresztą.). Usłyszałam, że się przechwalam, chwalę i w ogóle celebruję swoją zajebistość: bo chłop, bo praca, bo studia. Jedyne co przyszło mi do głowy, to czarna rozpacz. Że takie mamy czasy, że jak mówimy o tym, co nas cieszy, w ludziach rodzi się agresja i atak na osobę w taki, a nie inny sposób świat przedstawiajacą. Zazdrość? Ból dupy? Nie wiem. Milczeć nie zamierzam, taki mam charakter, publicznie rzygam tęczą.

Co do tego publicznego rzygania symbolem gejostwa. (do gejów nic nie mam oczywiście!) Dzisiaj znajoma napisała mi, że "uwielbiam Ledwoniu to, że Ty tak fantastycznie cieszysz się wszystkimi małymi cudownościami". Miód na moje serce, ogórek na moją cerę. Bo życie składa się z takich maleństw, skoro osoba ta dostrzega, że ja to widzę, zapewne i ona te maleństwa celebruje. Co strasznie mnie cieszy. Ale jest i druga grupa osób, która niejednokrotnie każe mi się zamknąć albo straszy wywaleniem ze znajomych na Facebooku. Jezus! Naprawdę? #Corobićjakżyc. Jesteś taki oryginalny! Jej, Ty to mi dopiero teraz pokazałeś!  Niestety mam to gdzieś i w dalszym ciągu będę zarzucać cię różem.

Wszyscy mamy problemy. Większe bądź mniejsze. W ciągu całego roku stykałam się z różnymi. Choroba, śmierć, problemy w pracy, na studiach, w związku. Każdy to przechodzi. Ja, Ty, ona. Ale po co o tym publicznie mówić? Emanować tym. Przelewać swoje żale i smutki na innych, WSZYSTKICH INNYCH. Idź, wygadaj się do przyjaciela, mamy, księdza: kogokolwiek, kto miałby Ci pomóc. Przyjmij mój uśmiech, przyjmij uśmiech od każdego, kto chce Ci go dać, a nie zalewaj nas, mnie swoją żółcią. Bo śmiem twierdzić, że mi dobrze.

Tak, jest mi cholernie dobrze! Mimo problemów, smutków, żalu, negatywnych emocji, rozstań i kłótni. To nie one tworzą życie.

Życie tworzy miłość (=szczęście). Dosłownie i w przenośni x)


10 komentarzy :

  1. Ledwo, nie zgadzam się z Tobą. Dokładniej z tym przedostatnim akapitem. Parę truizmów, tak dla przypomnienia: wszystkie problemy, smutki, żale, negatywne emocje etc. tworzą życie dokładnie tak samo jak nie-problemy (czemu nie ma na to rzeczownika?), szczęście, brak żalu, pozytywne emocje etc. Co więcej, gdyby nie one, nie wiedziałabyś czym jest to "szczęście" bo nie miałabyś punktu odniesienia (wtedy to dopiero byśmy rzygali tęczą!). No, i mogłabym tak jeszcze kilka zdań napisać, ale jak już wspomniałam - truizmy. Odświeżyć tylko chciałam.
    A co do skrajnych opinii jakie usłyszałaś na swój temat, to zastanawiałaś się kiedyś nad tym, dlaczego - mimo swojego pozytywnego nastawienia, które podkreślasz bardzo często - niektórzy ludzie już nie do końca tak pozytywnie Cię odbierają? Bo to chyba dość ciekawe zjawisko. Jak myślisz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do truizmów - dla mnie truizmami nie są :D To tylko moje subiektywne podejście i opinia. Mojego życia nie tworza negatywne emocje. Istnieją, są składowymi, ale nie tworzą i tyle. Nie piszę tutaj o prawdach ostatecznych, uniwersalnych i radach dla wszystkich, tylko o moim prywatnym podejściu.

      Zastanawiałam się parę razy, ale wtedy dochodziłam do wniosków, że: muszę się zmienić, jestem jakaś dziwna, ludzie mnie nie lubią, jestem niefajna etc. Zatem zarzuciłam to :D Jest jak jest.

      A podkreślam często bo i ten blog rok temu powstał w tym celu. Żeby pisać o szczęściu. Żebym się sama pod tym kątem zmieniła.

      Usuń
  2. Mimo wszystko - tworzą. Każda najmniejsza rzecz i wydarzenie tworzy codziennie nasze życie. Nie są esencją Twojego życia (i bardzo dobrze z resztą) ale nie możesz powiedzieć, że go nie tworzą. I jeszcze mam taką małą uwagę: skoro to są, jak piszesz, Twoje prywatne i subiektywne opinie to może zmień kategorie na blogu bo jak byk stoi "filozofia życiowa; życiowe dobre rady" Przeedytuj np na " ledwo - filozofia" "ledwo - życiowe dobre rady". Ot, taka dobra rada ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. A taguje w ten sposób, żebym się lepiej w Google zaindeksowała i ktoś może mnie tam gdzieś kiedyś znalazł :D

    OdpowiedzUsuń
  4. każdy człowiek wywołuje jakieś emocje, brak widocznego odczucia to też emocja c:
    tak, słucham c:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brak widocznego odczucia? Nie do końca rozumiem :)

      Usuń
  5. Czuję, że pod tym względem rozumiemy się doskonale. Sama uważam, że należy doceniać drobnostki. Po to założyłam bloga. Opisuję w nim to co przynosi mi radość. Opisuję coś, o czym ktoś innym by nie napisał, bo relacje z wyjazdu na wakacje, wypadu z przyjaciółkami nad wodę czy niespodzianki, którą zorganizowały mi bliskie osoby na urodziny to po prostu rodzaj przechwalania się. A dla mnie to nie przechwalanie się, ale udowadnianie samej sobie, że tym wszystkim należy się cieszyć i że dzięki docenianiu tego wszystkiego ma się barwniejsze wspomnienia oraz jest się szczęśliwszym. Nie, nie mam takich wrednych komentarzy na swoim blogu, ale to dlatego, że o nim nie wiedzą moi znajomi. Wiedzą tylko bliskie osoby. Jednak jestem pewna, że gdyby adres dosięgnął osób np. ze studiów (mam na magisterce kilka wrednych osób...) - zacząłby się anonimowy hejting, bo na grupowej poczcie nawet kiedy napisałam do kogoś wiadomość z prośbą zapoczątkowaną: "Cześć Aguś" (do kobiet, które lubię zazwyczaj zwracam się "Aniu", "Kasiu", "Zosieńko", "Majeczko"), a ona odpisała mi "Hej Kochana, bla, bla, bla, buziaczki", ktoś anonimowo musiał dorzucić uwagę "rzygam tęczą". Po co to komu? Kogoś naprawdę boli czyjaś szczera serdeczność?
    Fajnie, że pokazujesz nam, że nie trzeba narzekać np. na święta, na studia itp. Przecież to nasze nastawienie sprawia, czy widzimy szklankę do połowy pełną czy też pustą...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło czytać takie i słowa i wiedzieć, że w tej małej misji szerzenia szczęścia nie jesteśmy sami ;) O moim wiedzą wszyscy znajomi (facebook), czasem krzywo na mnie patrzą.... Ale tego chyba też trzeba się nauczyć. Pogodzić się z krzywymi spojrzeniami innych i po prostu robić swoje ;)

      Usuń
  6. To fajnie, że masz takie a nie inne podejście :) Ja ostatnio otoczona przez wspaniałych ludzi też śmieję się non stop, i oczywiście jak to zawsze miałam, też w najmniej stosownych momentach. Usłyszałam zresztą, że 'mam pompę ze wszystkiego' i uznaję za komplement, a na pewno za sporą część swojej osobowości.
    Ale chyba muszę podkreślić, że tak a nie inaczej stało się dzięki fantastycznemu samopoczuciu wewnątrz. Nie dziwi mnie, że są ludzie, którzy swoje żale i smutki przelewają na mnie czy innych. Bo wiesz co? W tej pokręconej i często porąbanej logice, to im naprawdę pomaga. Wiedząc jak sama czułam się w gorszych czasach, pozwalam innym na frustrację moim śmiechem i użalanie. Pomagam w ten sposób ludziom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W im większej depresji tak w ogóle kiedyś się było, tym bardziej docenia się teraz wszystko co dobre zauważylam :) Szczęście chyba lubi skrajności :)

      Usuń