O mnie

Meksyk w Krakowie, czyli restauracja Alebriche

W gruncie rzeczy przynajmniej raz na tydzień/dwa jesteśmy z chłopakiem w jakiejś restauracji, kawiarni, pubie... i nie zawsze niestety trafiamy dobrze. Jednak czasami trafiają się prawdziwe perełki, jak restauracja Alebriche na Karmelickiej 56. Weszliśmy kiedyś przypadkiem i zakochałam się od pierwszego wejrzenia.

W fasolowej zupie krem się zakochałam, ze śmietaną i podsmażaną tortillą. Ta miłość moja już mi pozostała i zawsze kiedy jestem w tamtych okolicach, mam ochotę wpaść na porcję prawdziwego Meksyku. Udało się jedynie razy dwa, ale już teraz mogę powiedzieć, że to jedna z moich ulubionych restauracji w Krakowie.


Sama nazwa Alebriche pochodzi od meksykańśkiego alebrije, co oznacza ręcznie wykonane na papierze lub drewnie, kolorowe rękodzieło. Generalnie jest to wymyślone zwierzę, złożone z fantastycznych i prawdziwych elementów. W Alebriche takich ornamentów znajdziemy pełno. Kolorowych obrusów, figurek, świeczników, emblematów, flag, meksykańskich symboli i dzieł sztuki... Jest wesoło, kolorowo, z przepychem, ale jednocześnie wszystko do siebie pasuje. Siedząc tam nie czuję się jak w restauracji, a raczej jak w jakieś meksykańskiej jadalni albo salonie. Przytulnym, ciepłym i gościnnym.



O tym, że trafiliśmy do prawdziwie rodzinnej restauracji, można przekonać się już po rozmowie z kelnerem, Meksykanin, czasami ciężko po polsku się dogadać, ale zamówienia nigdy nie pomylił, zawsze doradził i zawsze wyjaśnił, co my w ogóle zamawiamy. Niestety niektóre meksykańskie nazwy nic nam nie mówiły, jak na przykład Pico de Gallo czy Cochinita Pibil. Ale większość potraw jest ładnie składnikowo rozpisanych w karcie, także wiadomo, co się zamawia. Sama karta jest przeurocza - tylu błędów stylistycznych i ortograficznych dawno w żadnej karcie nie widziałam, ale znowuż dodaje to jak dla mnie tylko uroku. Widać, że nie pisał tego Polak, a menu układał właściciel, kucharz no i właśnie Meksykanin. Karta jest naprawdą bogata w potrawy i każdy znajdzie coś dla siebie. Na dania mam wrażenie czeka się ciut dłużej, niż w innych restauracjach, ale dla mnie to nie problem. W jednej z sal (są dwie), stoi wielki regał wypełniony książkami związanymi z Meksykiem. Od przewodników i albumów, po beletrystykę i poezję. Jest co robić w czasie oczekiwania.



Samo jedzenie jest dla mnie po prostu pyszne. O zupe fasolowej już Wam mówiłam. Jeżeli chodzi o resztę potraw, na pewno mogę polecić ich teraźniejszą specjalność wiosenną, czyli Tacosy z sałatką i trzema sosami. Co prawda niby jest z wieprzowiną, ale bez problemu wymieniono mi moje wnętrze tacosa, na kurczaczka. Danie pyszne, sycące, sosy nieziemskie, a porcja naprawdę duża. Nie dojadłam trzeciego.

Osobiście, z tego co mi smakowało i co warto zamówić mogę polecić jeszcze Pa' totopear, czyli nachosy podawane z 4 sosami (pomidorowym, guacamole, pico de gallo i fasolowym). Pyszna przekąska. Z przystawek warto zainteresować się jeszcze papryczkami rajas z serem. Byliśmy przekonani z chłopakiem, że papryczki będą nadziewane serem od środa. Okazało się, że dostaliśmy mały kociołek, wypełniony zapiekanym serem z paprykami. Świetna ostrość. Smak. Podanie. Bardzo dobre są tamales, czyli danie składające się z masy kukurydzianej z warzywami bądź kurczakiem, z sosem mole, podawane z dwoma sosami i śmietaną, owinięte w liść kukurydzy. Gdy pierwszy raz zamówiłam tą przystawkę, nie wiedziałam czy liście kukurydzy się je czy nie. Ach, ta ignorancja ;)


Jeżeli chodzi o zupy, możemy wybierać z trzech rodzajów, ale ja i tak pozostaję zawsze przy kremie z fasoli. Z dań głownych oprócz tacosów, na pewno mogę polecić kurczaka w czerwonym sosie mole, kurczaka w sosie z pestek dyni i wszystkie dania  wyróżnione w karcie jako meksykańskie smakołyki, czyli Enchiladas, Empanadas, Enfrijoladas itd... Wszystkie dania zawsze są pięknie podane, z dodatkami, sosami, sałatkami, a co najważniejsze nie jest drogo. Danie główne można kupić już za 13 zł. Prawdziwym hitem jest dla mnie Parillada Alebriche - wielki pómisek dla dwojga, wypełniony wieprzowiną z chile, grilowaną wołowiną i kiełbasą chorizo. Podawane z opuncją, ziemniakami, cebulką i sosem pomidorowym z chile.



Jeżeli chodzi o desery, niestety nigdy nie dane mi było spróbować, po zupie, przystawce i daniu głównym byłam już pełną kuleczką.


Nie wiem czy jest to najlepsza meksykańska kuchnia w Krakowie, nie wiem czy dania rzeczywiście są na wysokim meksykańskim poziomie, o restauracji słyszałam dużo negatywnych opinii, ale nam z mężczyzną smakuje i to bardzo. Kochamy ten klimat i na pewno powrócimy tam nie raz i nie dwa. A najpewniej w moje urodziny - po pokazaniu dowodu osobistego, solenizant może zjeść obiad za darmo. ;)


* Zdjęcia nie należą do mnie. Jestem zbytnio roztrzepana, żeby pamiętać o czymś takim jak wzięcie ze sobą aparatu. Wszystkie zdjęcia znalazłam po wpisaniu w Google Alebriche - także jak ktoś docieka źródla, wystarczy, że w galerię Google wejdzie i poczyni tak samo jak ja. 

16 komentarzy :

  1. podsmażana tortilla! jeeej, jakie piękne tacos i guacamole :) niebo w gębie, uwielbiam meksykańskie żarcie! ale do Krakowa mi trochę nie po drodze niesttey, na szczęście znam fajną meksykańską knajpkę w moich stronach :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jakie to Twoje strony i jaka knajpka? Zawsze dobrze wiedzieć, a nóż kiedyś się pojawię w Twoim mieście, będę wiedziała gdzie zjeść:D

      Usuń
  2. Głodna się zrobiłam! A jak z cenami?? ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie bardzo dobrze, zresztą chyba nawet pisałam, że danie główne od 13 zł można kupić (Kuki sobie pojadł;P) Tutaj masz menu całe: http://www.restauracjalebriche.com/menup.html

      Usuń
    2. No to na pewno tak kiedyś z W. zawitamy ;-DD

      Usuń
  3. jak zawitam do Krk na pewno tam wpadnę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Łał. Jak będę w Krakowie to koniecznie muszę tam zajrzeć. Wygląda smacznie, jak dzieło sztuki na talerzu. Jak się dłużej czeka na przygotowanie to się chociaż wie, że to robią teraz a nie rozmrażają ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Daj znać, czy smakowało :)

      Usuń
    2. Często tam nie bywam, więc to może być dopiero w wakacje, nawet nie wiadomo czy te ;p

      Usuń
  5. Narobiłaś mi takiego apetytu na coś smacznego, a właśnie zjadłam obiad... Restauracja wygląda niezwykle klimatycznie i uroku dodaje jej to, ze pracują tam nie-Polacy, bo od razu to wygląda bardziej "meksykańsko" :)

    OdpowiedzUsuń
  6. czyli już wiem, gdzie "wpadać" jak znowu zawitam do Krakowa:) nie ma jak żywe kolory i pikantny klimat w momencie największej u nas szarugi styczniowej:)

    i z tym idealnym to ja bym się wstrzymał:P

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie umiałabym tak zmieniać restauracji... zazwyczaj chodzę w jedno ulubione miejsce :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Restauracja wygląda na całkiem miłą, a jedzenie na przepyszne, chociaż nie jestem fanką egzotycznego jedzenia. Aż wstyd, że "restauracje", które odwiedzam, to zazwyczaj McDonalds albo knajpka z kebabem...

    OdpowiedzUsuń
  9. Te kolory już same zapraszają do wejścia ;) a jak widzę, co tam można zjeść to już w ogóle :P

    OdpowiedzUsuń
  10. Dzięki za informację, ze szkoły muzycznej nie jest daleko :)))

    OdpowiedzUsuń