O mnie

o Świętach Bożego Narodzenia

Nigdy nie czułam atmosfery Świąt. Fajnie, będę miała wolne, będę mogła się wyspać. Ale poza tym? Trzeba jeść, składać sobie durne życzenia, udawać, iść do kościoła... Normalnie jakby wszystkie kary na mnie szły. A i to, że jestem niewierzęca, jakoś tak wewnętrznie obligowało mnie do nie obchodzenia Śwąt, bo to przecież obłudne.


Aż do tego roku.

A wszystko zaczęło się paradoksalnie od Galerii Krakowskiej. Nie jestem fanką tego miejsca, ale jak zobaczyłam te wszystkie światła, choinkę, kiermasz świąteczny - zakochałam się od razu i ta moja miłość trwa do teraz. Oczywiście o zmianie w stosunku do Świąt nie zadecydowała Galeria, a w ogóle odmienione podejście i zmiana charakteru, ale teraz widzę jak głupia byłam! Jak ten czas komukolwiek może się nie podobać?

Marzyłam o własnej choince w Krakowie chyba od wakacji. Marzenie się ziściło. Miesiąc wcześniej poustawiałam figurki z czekolady na mieszkaniu. Kupiłam Gwiazdę Betlejemską. Na mieszkanie i do biura. Żeby przytargać namacalnie atmosferę Świąt. Nawet w biurowego Mikołaja się zabawiłam. Niektórzy znajomi mówili, że chyba zwariowałam. Że to za wcześnie, że po co to, a na co to. Współczuję im. Bo oni narzekali, ja może i sobie z tego coś tam robiłam, więc udało im się na pięć minut zepsuć mi humor, ale potem patrzyłam na tą choinkę, na uśmiechnięte twarze, na kwiatka i aż mi się ciepło robiło na sercu. Że tak pięknie jest. Magicznie. Wspaniale. Bo o to chyba chodzi, nieprawdaż? O to ciepło, uśmiech i szczęście.


Jesteś niewierzący? Wspaniale! Ale przecież choinka, pierogi i prezenty to raczej nie są symbole wiary katolickiej. Kto Ci broni czerpać ze Świąt tego, co napiękniejsze? Czyli ogólnej atmosfery. Która przecież jest magiczna. Pozwól sobie tylko ją dostrzec.

Nie rozumiem także narzekania na jedzenie. A bo przytyję i o rany boskie. No to któż Ci rany boskie (nomen omen) każe wpierdalać co popadnie i ile popadnie? Ja sobie dawkuję i nie zamierzam się obżerać. Jedzenie jest dla ludzi, a nie ludzie dla jedzenia. Pierogi, uszka, barszczyk... dałabym się za nie pokroić w Święta! Powiedzmy. Przecież jakby ich nie było, Świat by się nie zawalił, a ja nie muszę zajadać ciast kilogramami. Jeden symboliczny kawałek wystarczy. Z każdego z siedmiu ciast. Po co sobie psuć ten czas jedzeniem? A raczej obsesyjnym myśleniem o nim.  Dbaniem o linię? Czymkolwiekbezsensownym.

No i najgorsze dla niektórych jest chyba składanie życzeń. Bo to takie nieszczere. A skąd wiesz? To, że ktoś zachowuje się jak ostatni dupek przez cały rok, nie oznacza, że w tym jednym dniu naprawdę nie chce się zmienić i życzyć Ci wszystkiego co najlepsze. Brak wiary w niego raczej mu nie pomoże. A skoro tak boli Cię nieszczerość, dlaczego sam nie będziesz szczery? Składaj życzenia tak, jak podpowiada Ci serce, a nie tak jak się powinno i potencjalnie wymaga.

Mówi się też, że Boże Narodzenie to teraz święto marketingowców, oby więcej sprzedać. Zarobić. I wiecie co? I dobrze! Bo ktoś na tym zarabia, a ktoś drugi czerpie z tego radość. Nie mam nic przeciwko konsumpcji i zakupom, o ile nie przewyższają tego co zwiążane z drugim człowiekiem i uczuciami. A zresztą, nawet jeżeli ktoś przedkłada zakupy ponad Święta, to co z tego?! To nie Twój problem, to wybór tego człowieka. Najwidoczniej jest mu z tym dobrze. Zawsze narzekałam na tych wszystkich ludzi w sklepach w okresie Świąt. Aż pomyślałam sobie, że przecież jestem jedną z nich. Nie jesteśmy wyjątkowi, bo wpadliśmy przecież do galerii tylko na pół godzinki, po dwa prezenty i mąkę. Wyobraźcie sobie, że 3/4 populacji myśli tak samo i przyszło po to samo.

A na koniec, czego i Wam życzę, muszę powiedzieć, że jestem cholernie wierząca. Bo wierzę w drugiego Człowieka. I w siebie wierzę. Dlatego niech Boże Narodzenie, dla takich jak ja, będzie Narodzeniem Człowieka. Bo w nas drzemie piękno i to my jesteśmy cudem.




Smacznej kolacji, Kochani!

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz