O mnie

dzień 4 i 5

Dużo rzeczy wywołało uśmiech na mojej twarzy. Tak sobie myślę, że jak na takie spokojne dni, to być może nawet zbyt dużo. Albo zbyt mało wymagam.  Jak zwykle najważniejszą kwestią jest spotkanie z długo niewidzianymi przyjaciółmi. Potrzeby stadne chyba zawsze będą dla mnie najważniejsze. Moja mama dolewająca mi ajerkoniak i pytająca co chwilę, czy abym głodna nie była też podnosiła kąciki moich ust.
Zapisałam się na kurs Photoshope'a (!!!!), i do fryzjera. Dostałam tonę ciuchów w spadku po mamie, a raczej w spadku po dniach jej młodości, które niestety już za nią, natomiast nieśmiertelnie dobry gust mojej mamy pozwala mi stwierdzić, że jej szafa dopiero przede mną. Ogarnęłam kalendarz!!! (To jest wyczyn, bo cały czas twierdziłam, że tego nie potrzebuję, ale jeżeli przede mną 6 szkoleń, kurs, ślub, bal, majówka i bóg wie co jeszcze, stwierdziłam, że mogę się pogubić.) Jednakże, to Niebezpiecznik made my day tym artykułem. Dałam się podejść jak dziecko :D

Jeżeli chodzi o kwestię zrobienia czegoś dla innych, to powiem jedno: kolega poprosił mnie o poprowadzenie szkolenia z Social Media na jego uczelni, a ja się zgodziłam. O MÓJ BOŻE BĘDĘ PROWADZIĆ SZKOLENIE Z SOCIAL MEDIA!!!! Po raz pierwszy. Lepiej być nie może, a do tego mogę to zaliczać do kategorii pomocy!

Gest dobroci wobec mnie był. Duży. Ogromny. I musi zostać ogromnie tajemniczo niejawny. Deal with it. (+Biały dzięki za podwiezienie do domu:P)

Co do pozytywnych informacji - mamy święta. Święta pełne śniegu. Święta Wielkanocne, pełne śniegu. I wiecie, co mnie zadziwia? Ludzie po raz pierwszy wokół mnie, na Facebooku, w internecie NIE NARZEKALI, brali co los dał, lepiąc śniegowe zające wielkanocne. Coś się zmienia? Ludzie zauważyli, że narzekać nie trzeba? Może wzięli sobie do serca moje przesłanie, że za każdym razem jak ktoś narzeka umiera mały kurczaczek?


Dla siebie zrobiłam chyba najwięcej. Po pierwsze - pogodziłam się sama ze sobą w pewnych kwestiach i rozliczyłam moje znajomości. Pierwszy raz w życiu, nie bałam się, że kogoś stracę. Normalnie, nie wiem jak bardzo ktoś musiałby mi zajść za skórę - znajomość utrzymywałam, żyjąc w toksycznych związkach. Coś we mnie pękło. Zerwałam mentalne więzi z tymi ludźmi. Zerwałam ze strachem. I nie, nie powiem Wam, jak się to udało. Pół życia próbowałam. Przyszło samo.
Mam wrażenie, że odkąd zaczęłam afirmować wszystko wokół siebie, wszystko też zaczęło układać się lepiej. Dobre myślenie, przyciąga dobre rzeczy, a szczęście mnoży szczęście. A może po prostu zaczęłam dostrzegać te "najmniejsze szczęścia" i poczułam się dobrze. Z tym gdzie jestem, kim jestem i z kim jestem. O tym pewnie powstanie jeszcze niejedna notka. Może nawet poradnik napiszę. Ah! "Poradnik pozytywnego myślenia" wyłączyłam w połowie. Lubię psycho filmy o psycho ludziach. Lubię komedie. Lubię Lawrence. Lubię De Niro. Filmu nie mogłam zdzierżyć.

A co do zrobienia jeszcze czegoś dla siebie: będzie rewolucja znowu na blogu (dołożę parę rzeczy). Znalazłam około 100 książek kucharskich w domu. Już widzę to gotowanie i zapraszanie ludzi na obiady! Mam koncepcję portalu www (który jak dobrze pójdzie, mężczyzna mój stworzy). Mam pomysł w końcu na własny biznes, a raczej pomysł jak się do tego zabrać. Bo pomysł pomysł był już dawno.

MAM MILON POMYSŁÓW!!! A to jest właśnie MÓJ CZAS. Innego nie będzie!


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz