O mnie

artyzmy i inne formy w treści dla mnie niezrozumiałe

W sobotę 23 marca miałam okazję uczestniczyć w Gali Finałowej "Screen & Sound Fest." Zainteresowanych, aby dowiedzieć się co to za festiwal, odsyłam do strony www.  W skrócie: Festiwal Screen & Sound Fest. - Let's See The Music 2013 to międzynarodowy projekt o charakterze otwartego konkursu na wizualizację filmową utworów muzycznych wybitnych polskich kompozytorów.



Jeżeli chodzi o samą organizację, oprawę wizualną i muzyczną nie mam nic do zarzucenia. Natomiast dochodzę do wniosku: kompletnie nie rozumiem dzisiejszej sztuki/muzyki/artyzmu. Począwszy od realizacji Estończyka Aap Kaur Suvi, która konkurs wygrała. Na pewno miała wielką wartość, wszakże jury nie było byle jakie (William Goldstein (przewodniczący), Balbina Bruszewska, prof. Jerzy Kucia, Zygmunt Konieczny, Krzysztof Garbaczewski ). Ale ja tego kompletnie NIE ROZUMIEM. Kompozycja muzyczna Henryka Mikołaja Góreckiego zwizualizowana była poprzez pomarańcze w jakiejś fabryce, wędrujące sobie przez całą linię produkcyjną. W różnych ujęciach, kadrach, przy użyciu filmowych trików. Ja wiem, że ludzie sobie wyobrażają różne rzeczy słuchając utworów - ale pomarańcze w fabryce??? Nie miało to dla mnie najmniejszego sensu i nie wzbudzało we mnie żadnych pozytywnych estetycznych wrażeń. Może jestem za głupia ;)

Zaskoczyła mnie niezmiernie gwiazda wieczoru, czyli Piotr Orzechowski z Pianohooligan. O ile tutaj to jakoś brzmi i wygląda 


miałam wrażenie, że na scenę wszedł jakiś totalny hipster, młodzieniaszek wychowany w kulcie warszawki, wydumanego krakowskiego artyzmu i generalnie własnej zajebistości. Tupał nogą, na otwartym pianinie uderzał jakimiś pałkami, miałam wrażenie że więcej tutaj formy, niż muzycznej treści. Dla mojego ucha kakofonia, a nie muzyka klasyczna. I jego miny, jakby cierpiał i przeżywał w jednym momencie orgazm na scenie. Wymuszony i teatralny. Osoba doceniona przez Pendereckiego, nadzieja młodego pokolenia - ale jeżeli tak ma ta nadzieja wyglądać, to ja już chyba wolę swój swojski black metal. 

O tyle moje szczęście, że William Goldstein mnie zachwycił, zachwycił mnie występ finałowy - taniec na żywo, w tle świetny pokaz multimedialny i cudowna muzyka Orkiestry Akademii Beethovenowskiej. Prze zabawni i przesympatyczni byli jurorzy. Muzyka cieszyła w większości przypadków moje ucho. W większości: patrz wyżej. 

Smutne to czasy nastały, że trzeba być dziwnym, grać specyficznie i tworzyć jakieś zadufane w sobie, niezrozumiałe dla większości (poparcie moich myśli dało się słyszeć w szeptach i śmiechach publiczności) formy. Kulturą się interesuje, jednakże nie jestem człowiekiem, który filmy kręci i muzykę tworzy. Nie zaliczam się do kręgu ludzi totalnie zajawionych kulturą, nie potrafię wymienić docenianych scenarzystów teatralnych czy obecnie modnych reżyserów, trendów czy obecnie tworzących kompozytorów. Mam swój własny świat sztuki, którym się interesuje. Mam swoją muzykę, swoją poezję, swoje filmy, swój teatr. Lubię to co mi się podoba. Może jestem ignorantką... Ale nawet, gdy natrafiam na formy mi niezrozumiałe - potrafię je zrozumieć, nawet gdy mi się nie podobają, rozumiem, że to rzecz gustu. A mam wrażenie, że teraz - to już nawet nie rzec gustu. To rzecz obycia i uważania się za artystę, środowisko artystyczne albo znawcę pokroju wszelakiego. Wielu lubi, bo coś lubić wypada. Tylko po co?

Sztuka jak dla mnie na budzić emocje, te złe i te dobre. Wywoływać wzruszenie, łzy, uśmiech, nadzieję. Co, jeśli tego nie robi? I wmawiają Ci, że tak jest? 

Ale może ja po prostu nie rozumiem. 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz