O mnie

everything and more

Najgorsze są powroty. Na początku jest ci nieswojo. Później wpadasz w wir pracy, której masz za dużo. I przeklinasz siebie, że gdziekolwiek pojechałeś, bo nie wyrabiasz. Następnie zwykła tęsknota, aż dochodzimy do etapu uśmiechu pod nosem, gdy wspominasz swój wyjazd.

Ponieważ umysł mój chaotyczny, a co tu dopiero mówić o opisywaniu całego tygodnia przygód, wypunktowanie tego, co ważne i ważniejsze ratuje mnie na całej linii.

Co zatem zaskoczyło mnie, zdziwiło, zakochało w sobie, a co kategorycznie nie spodobało mi się w praktykach, Holandii, Amsterdamie?

1. Samo P60  - miejsce koncertów i kultury. Genialne miejsce na wolontariat. Placówka jest dość spora, ale jeżeli ktoś kojarzy krakowskie Studio, to sceny mają podobne. Jednakże system pracy, zatrudniania, atmosfery - wszystko - jest - inne. Brak zbędnej roboty papierkowej. Milion pomysłów, brak zbędnego planowania, natomiast natychmiastowa ich realizacja. Nie ma delegowania zadań - ma być zrobiona praca. Mniej niż 10 stałych pracowników. Około 70 wolontariuszy. Wolontariusze mogą stać na barze, pracować z dźwiękiem, światłem, generalnie MOGĄ ROBIĆ WSZYSTKO. W Polsce? Nie do pomyślenia. Wszyscy pracownicy i wolontariusze, którzy znajdują się w P60  w danym dniu codziennie o 13 spotykają się na wspólnym lunchu. Nie ma, że ktoś nie może, bo ma za dużo pracy - to bardzo ważna część dnia. Wszyscy mają okazję chwilę odetchnąć, porozmawiać ze sobą etc. A po skończonych eventach (koncerty, imprezy dla dzieci, imprezy taneczne, DJe!) kawiarnia zostaje zamknięta dla gości, a bar otwarty dla wszystkich, którzy pracowali w danym dniu.



2. Ludzie. Cudowni. Wspaniali. Mili. Kreatywni. Dojrzali mimo młodego wieku. Cóż więcej mogę rzec? :)





3. Amsterdam. Miasto marzeń. Ze wszystkimi swoimi kanałami, architekturą, marketami, mnogością rowerów. Nie można się nie zakochać :))


4. Jedzenie. I tutaj nastrój mam ambiwalentny. Śniadania, lunch, który wygląda jak śniadanie, i kolacja, która u nas jest obiadem. O warzywach i owocach, to oni chyba nie słyszeli. Cóż za niedostatek miałam! Zresztą ceny zieleni - epickie! Za to... StroupWaffle polecam każdemu! 

5. Puby. Pełne pysznego piwa. Tyle rodzajów na raz chyba jeszcze nigdy w jednym miejscu nie widziałam. Oczywiście wszystkie puby jak z obrazka. A to w stylu retro, a to jak z angielskich filmów czy romansideł. Cudo! I osobiście albo miałam szczęście albo po prostu tak tam jest: w każdym pubie widziałam kota! :D 


6. Biblioteka w Amstelveen. Takiej biblioteki możemy tylko pozazdrościć. Rajska w Krakowie może całować stopy. Ogromna ilość zbiorów, biblioteka wspaniale zaprojektowana. Miejsca do czytania. Chciałoby się zostać i nie wychodzić. Mało tego! Można wypożyczać... dzieła sztuki! Jak na przykład dzieło Warhola. Wieszasz na ścianie, nudzi Ci się - oddajesz :) 


7. Koncerty, koncerty, koncerty! Zaliczyłam 7 zespołów. Siedziałam na dachu świata czując się jak królowa. (Czytaj, tam, gdzie siedzą ludzie pracujący ze światłem na koncercie). Ściana dźwięku, muzyka którą lubię, ba, uwielbiam! Proszę o więcej! 


8. Stream of Passion. Anioły a nie ludzie! :P Nie wiedziałam, że można być gwiazdą i być tak pozytywnie nastawionym do innych. Bez wywyższania, bez zbędnej arogancji i grania gwiazdorów. Duże brawa dla tych Państwa! 



9. Św. Mikołaj a tradycja Holandii. O tym trzeba poczytać. Ja nie chciałam uwierzyć! http://www.wiatrak.nl/500/mikolajki


10. A dziesiątkę... Dziesiątkę zostawię dla siebie :>




Brak komentarzy :

Prześlij komentarz